Kim jesteśmy?

Są w nas trzy osoby: Ta, którą chcielibyśmy być.Ta, którą nam się wydaje, że jesteśmy. I ta, którą naprawdę jesteśmy.

Czy te trzy osoby są jednakowe? Zazwyczaj nie, lub przynajmniej nam się wydaje, że takie nie są. Czy celem naszego życia nie powinno być zrównanie tych trzech wizji siebie? Jak to wygląda? Każdy z nas ma jakąś idealną, lub chociaż lepszą, wizję siebie, do której dąży. To znaczy powinien dążyć, zwłaszcza jeśli jest świadomym siebie różokrzyżowcem. To ta osoba, którą chcielibyśmy być. Teoretycznie wiemy, jak to osiągnąć. Odpowiednie rady i wskazówki znajdujemy w różokrzyżowej nauce. Musimy nad sobą pracować, stosować różokrzyżową alchemię, rozwijać swoje zalety, walczyć ze słabościami i wadami. Jeśli tego chcemy, bo nie musimy. Zależy to od nas samych. Na swój sposób, każdy na swoim poziomie, we własnym czasie.

Ponieważ wymaga to odwagi, by wreszcie spojrzeć wgłąb siebie i uświadomić sobie wyższość własnych wyborów i własnych opinii nad opiniami innych. Głupich, mądrych, ale własnych. Akceptację wzlotów i upadków, pozytywnych i negatywnych, ale tak bardzo istotnych dla naszego doświadczenia. Niezbędne jest zaangażowanie się w osobistą drogę poprzez początkowe wyzwolenie się od ingerencji innych osób i wpływu innych na nas samych. Wiara w siebie i we własne wartości - ciągle nowe, bo zmieniające się wraz ze zdobywanym doświadczeniem.

Używając przykładu nauki jazdy samochodem. Jeżeli podjąłeś decyzję o nauce jazdy samochodem, to w pewnym momencie musisz do niego wsiąść i ruszyć. Bez względu na to, co przeczytałeś, zobaczyłeś lub usłyszałeś teraz i w przeszłości. Najczęściej w tym momencie masz i tak jakby amnezję i słuchasz tylko prostych wskazówek praktycznych, by się poruszać. Powoli prowadząc i doświadczając, nabierasz pewności siebie i stajesz się dla siebie samego autorytetem. Stajesz się wolnym i nawet Mistrzem.

W życiu jest podobnie. Tylko dla porównania użyjmy nie samochodu lecz zaprzęgu z koniem i woźnicą. Poszukajmy kto w nas jest woźnicą, kto koniem i jaka część wozem. Z reguły wydaje się nam, że siedzimy na koźle i kierujemy koniem ciągnącym zaprzęg. Niestety często jest inaczej. Co się dzieje, gdy oddajemy nasze życie w ręce samej opatrzności lub w ręce innych osobób lub ich idei? Kto wtedy kieruje zaprzęgiem? Czy zdobywamy wtedy jakieś doświadczenie? Cze żyjemy nasze życie? Czy nim władamy?

Może tam na końcu drogi zaprzęgu, pozostaje nam tylko ta część, która mówi: jam jest. Przemieszcza się poprzez czas, żyje, doświadcza i zmienia się. Ale by tak się stało, czy nie trzeba najpierw ją znaleźć i sobą być?

Lumosis F. R. C.